Tajemnica Żelbetowego Monstrum

Krzesiny bez tajemnic

To żelbetowe monstrum, przez lotników nazywane czasami bunkrem, a czasami obiektem na placu centralnym, "zdobi" 31. Bazę Lotnictwa Taktycznego na poznańskich Krzesinach. W bazie tej pełnią służbę zakupione w Stanach Zjednoczonych odrzutowe samoloty wielozadaniowe F-16 i w związku z tym często goszczą w niej politycy i wojskowi z państw Paktu Północnoatlantyckiego. Widząc ów bunkier co bardziej ciekawscy goście dowiadują się, że pozostał on z czasów, gdy naziści zbudowali tu ogromną fabrykę – główną część poznańskiej filii zakładów lotniczych Focke-Wulf Flugzeugbau GmbH. Żelbetowe monstrum nie jest jedynym obiektem, który pozostał na terenie 31. Bazy Lotnictwa Taktycznego z czasów wojny. Kiedyś było ich więcej, a raczej więcej było ruin i gruzów, które pod koniec lat 60. minionego wieku rozkazał usunąć generał Wojciech Jaruzelski, gdy w 1968 roku objął on urząd ministra obrony narodowej PRL. Większość rzucających się w oczy ruin rzeczywiście usunięto, a inne obiekty zaadaptowano na nowe potrzeby. I tak na przykład charakterystyczny hangar z czasów drugiej wojny światowej po gruntownym remoncie służy polskim lotnikom, podobnie zresztą jak kilka innych budynków, gdzie urządzono warsztaty i magazyny. Tylko niewielki lasek liściasty kryje żelbetowy szkielet kolejnej hali produkcyjnej zakładów Focke-Wulfa z ciągle jeszcze widocznymi śladami po eksplozji amerykańskiej bomby. Niedaleko pozostał również nie zasypany lej po eksplozji innej bomby zrzuconej podczas nalotu, który 29 maja 1944 roku unicestwił zbudowaną w podpoznańskiej wtedy wiosce Kreising główną część filii zakładów Focke-Wulfa.

Wizja zalanych podziemi

O podziemnej części tej niemieckiej fabryki od dawna mówiło się w kręgach ludzi interesujących się II Wojną Światową. Podziemia te – sam słyszałem kilkukrotnie – mają być zalane. Latem 2004 roku w publikacji poświęconej produkcji samolotów Focke-Wulf w wojennym Poznaniu zacytowałem poniższą wypowiedź eksploratora Pawła Piątkiewicza: "Jeden z oficerów jednostki wojskowej w Krzesinach swego czasu opowiadał mi, że przed laty do tych podziemi zeszli wojskowi płetwonurkowie. W mętnej wodzie, przy niemal zerowej widoczności, zauważyli tylko zarysy czegoś, co uznali albo za maszyny produkcyjne, albo za zmagazynowane silniki lotnicze. Nie sprawdzili tego, ponieważ obawiali się jakichś min-pułapek. Próbowano też wypompować wodę, ale musi tam być jakieś nieznane źródło zasilania, bo – mimo pracy bardzo wydajnych pomp – wody nie ubywało. Potem zejście do zalanych podziemi zabetonowano". Przez lata nie tylko Pawła Piątkiewicza męczyła wizja zalanej podziemnej hali produkcyjnej poznańskiej filii zakładów Focke-Wulf Flugzeugbau GmbH. I dopiero w tym roku, dzięki wsparciu tej inicjatywy przez dowódcę 31. Bazy Lotnictwa Taktycznego, pułkownika dyplomowanego pilota Cezarego Wiśniewskiego, udało się zweryfikować krążące pogłoski. Na początku października poznańskie Stowarzyszenie Archeologii i Ochrony Zabytków Militarnych "Perkun" i Grupa Eksploracyjna Miesięcznika "Odkrywca" zorganizowali bowiem na Krzesinach akcję poszukiwawczo-penetracyjną. Z Krakowa z georadarem przyjechał doktor Wiesław Nawrocki, z Wrocławia dotarł wraz ze sprzętem Mirosław Kopertowski z Grupy Nurków Jaskiniowych, przyjechali przedstawiciele GRALmarine zajmujący się między innymi oświetleniem podwodnym. Stawili się również poznańscy eksploratorzy z "Perkuna" z jego prezesem Pawłem Piątkiewiczem, który wspólnie z Łukaszem Orlickim ze wspomnianej grupy eksploracyjnej opracował plan całej akcji.

Nurek schodzi do... piwnicy

Zejście do zalanych podziemi znajdowało się w żelbetowym monstrum i – na co wszystko wskazuje – po wojnie zostało rzeczywiście zabetonowane. Za zgodą kapitana Waldemara Stefaniaka, który podczas akcji reprezentował dowódcę bazy, w betonowej posadzce wykuto otwór, przez który wcisnął się Mirosław Kopertowski wyposażony w kamerę telewizyjną. Na ekranie laptopa mogliśmy więc na bieżąco oglądać to, co pod nami, w wodzie, widział płetwonurek. Wielka rzekomo hala produkcyjna okazała się piwniczną częścią bunkra. Pomieszczenie jest puste i trochę za małe, by mogły tu stać maszyny produkcyjne czy zmagazynowane silniki samolotowe. W wodzie zalegają powojenne śmiecie i fragmenty rozkruszonego betonu z wykutych dziur w stropie (lub w posadzce patrząc od strony pomieszczeń bunkra), bo ta zrobiona teraz przez eksploratorów nie była jedyną. Kopertowski zauważył też w wodzie coś, co od biedy można uznać za przejścia (o szerokości około 80 centymetrów) do dalszych części podziemi. Czy one rzeczywiście istnieją? To już na powierzchni sprawdzał Wiesław Nawrocki i jego georadar. Przez ponad godzinę "prześwietlał" on teren wokół bunkra. – Szczegółowe badania to zapewne potwierdzą, ale na razie niczego tu nie widzę. W jednym tylko miejscu georadar coś zarejestrował. Prawdopodobnie to jakiś wychodzący z bunkra kanał technologiczny – na gorąco Nawrocki komentował wstępne wskazania georadaru.

Zagadka żelbetowego monstrum

Paweł Piątkiewicz był więc nieco zawiedziony, bo liczył, ze na lotnisku odkryte zostaną większe podziemia niż duża nawet piwnica. Eksploratorom nie udało się również odpowiedzieć na najważniejsze chyba pytanie – do czego służyło to żelbetowe monstrum? – Rozpatrywaliśmy – mówi Łukasz Orlicki – kilka hipotez, ale po kolei odrzuciliśmy wszystkie. To ani hamownia, ani siłownia, bo zakładowa elektrownia była w innym miejscu, ani nawet schron przeciwlotniczy. Nasi ludzie, którzy widzieli niejedno, w tym najdziwniejsze obiekty z czasów drugiej wojny światowej, tutaj stali bezradni. Na zdjęciach lotniczych, wykonanych przez amerykańskie "latające fortecy" B-17 29 maja 1944 roku na kilka chwil przed zrzuceniem bomb na poznańską filię zakładów Focke-Wulf Flugzeugbau GmbH, widać tylko dach ogromnej hali produkcyjnej. A więc to żelbetowe monstrum stało w samym centrum tej hali, bo jej zarys na ziemi jest jeszcze dzisiaj dobrze widoczny. Zachowała się także jej betonowa posadzka. W tamten majowy dzień hala ta została wraz z innymi obiektami zakładów Focke-Wulfa poważnie uszkodzona przez amerykańskie bomby i Niemcy już ich nie odbudowali, produkcję samolotów przenosząc do pobliskich Gondek (Gądek), gdzie w błyskawicznym tempie zbudowano nowy zakład. Paweł Piątkiewicz liczy jeszcze na zamówione w Bundesarchiv dokumenty na temat zakładów Focke-Wulfa z lat wojny. Być może tam kryje się rozwiązanie zagadki żelbetowego monstrum z lotniska na Krzesinach.

Copyright 2011 Perkun